Jak kultura definiuje role kobiece i co możemy z tym zrobić
Bądź grzeczna!
Nie jedz tyle, bo będziesz gruba.
No, uśmiechnij się!
Złość piękności szkodzi.
Damie to nie przystoi, wstydź się!
Brzmi znajomo? Nie raz słyszałaś to jako mała dziewczynka? Tak naprawdę zdecydowana większość z nas, obecnie dorosłych kobiet, wychowywała się na tych hasłach. I choć teraz doskonale rozumiemy, jak niesamowicie szkodliwe i krzywdzące są te stwierdzenia, nierzadko wciąż mają one znaczący wpływ na nasze życiowe wybory i poczucie wartości. Bardzo często nie jesteśmy tego nawet świadome.
Dopiero coraz głośniejsze sygnały, które wysyłają nam nasz umysł i ciało, sprawiają, że zaczynamy zauważać, że coś jest nie tak. Coś nas uwiera. Jakoś tak nam niewygodnie w tym na pozór idealnie poukładanym życiu. Jest mąż, są dzieci, rasowy pies i dobra praca. Ułożone włosy, pomalowane paznokcie, droga torebka. Ale jest też ból. Ból głowy i pleców. Napięcie w ciele. Jakaś blokada, zahamowanie. Brak autentyczności, niepewność i poczucie wstydu. Myślisz sobie, no tak, tak to jest być kobietą. Przecież to normalne, że jestem przemęczona, sfrustrowana, a swoje potrzeby stawiam na ostatnim miejscu. W domu jestem niezastąpiona. W pracy wolę się nie wychylać, bo jeszcze powiedzą, że się rządzę albo – co gorsza – nazwą mnie harpią.
Wiele z nas wpada w pułapkę takiego myślenia. Słowne zaklęcia, które w dzieciństwie, mniej lub bardziej świadomie, rzucili na nas rodzice i inne ważne dla nas osoby, trzymają nas w swego rodzaju pojęciowej klatce definiującej w bardzo wąski i sztywny sposób to, jakie my kobiety powinnyśmy być. Co więcej, standardy te są wzmacniane i utrwalane przez otaczające nas kulturę i społeczeństwo. Mamy więc z jednej strony prawdy w stylu „złość piękności szkodzi” przekazywane z pokolenia na pokolenie, a także całą rzeszę ludzi (często nawet tych, których nie znasz), którzy chętnie ocenią twoje życiowe wybory i wytłumaczą ci, dlaczego w zasadzie wszystko, co robisz, powinnaś robić inaczej. Z drugiej zaś podsycaną w nas od najmłodszych lat obsesję piękna nakręcaną przez media społecznościowe, domy mody i rynek kosmetyczny. Nie jest to bynajmniej wymysł współczesności. Jess Zimmermann w swojej książce „Kobiety i inne potwory” poddaje krytycznej analizie powszechnie znane mity, poświęcając szczególną uwagę postaciom kobiecym. Postaciom często zupełnie pomijanym lub demonizowanym – pięknym i strasznym jednocześnie. Meduzy, gorgony, harpie – wszystkie one budziły postrach, a za naruszenie status quo karane były odebraniem tego, co perspektywy autorów (mężczyzn rzecz jasna) było dla kobiety najcenniejsze, czyli urody.
Nawet na naszym rodzimym podwórku i już dużo bardziej współcześnie obraz kobiety przedstawiany był na przykład tak:Być kobietą, być kobietą – marzę ciągle będąc dzieckiem,
Być kobietą, bo kobiety są występne i zdradzieckie.
Być kobietą być kobietą – oszukiwać, dręczyć zdradzać
Nawet gdyby komuś miało to przeszkadzać.
Z jednej strony więc postrzegane jesteśmy jako słaba płeć, z drugiej zaś każdy przejaw naszej siły i odwagi czyni z nas potwory lub podstępne kusicielki. Niezbyt ciekawe opcje do wyboru, prawda?
Zanim jednak zastanowimy się, jak wyrwać się z tego niewygodnego gorsetu społecznych oczekiwań, przyjrzyjmy się jeszcze, jak wpływają one na nasze codzienne zachowanie. Jedną z konsekwencji takiego stanu rzeczy jest nadodpowiedzialność. My kobiety – my siłaczki. My niesiemy na naszych barkach cały świat. Jak ja nie ugotuję obiadu, to nikt nie ugotuje. Jak ja nie odbiorę dzieci ze szkoły, to nikt nie odbierze. Tylko ja mogę dowieźć ten projekt w pracy, zaopiekować się swoimi rodzicami, wyprowadzić psa i pójść na urodziny cioci, za którą nie przepadam. Oby tylko nikomu nie sprawić przykrości, nie odmówić, nie wyjść na egoistkę, co to nie potrafi się porządzenie poświęcić dla innych. Wpadamy w pułapkę myślenia, że wszystko zależy od nas, że za wszystko i wszystkich to my ponosimy odpowiedzialność. A to z kolei prowadzi do perfekcjonizmu.
Marta Niedźwiedzka w swoim podcaście „O zmierzu” trafnie opisała to pojęcie:
„Perfekcjonizm to jest ciekawe zjawisko. Wszyscy traktują go jak ciężką grypę, a to jest gruźlica, angina, sraczka i koklusz w jednym”.
Wbrew obiegowej opinii perfekcjonizm nie jest cechą godną podziwu. Praca ponad siły, krytykowanie się za najdrobniejszy błąd, obsesyjne dążenie do doskonałości, zamienianie życia w listę zadań do odhaczenia i ciągłe odkładanie bycia szczęśliwą na później – to wszystko wzmaga w nas tylko iluzję, że mamy (lub powinnyśmy mieć) nad wszystkim kontrolę. Perfekcjonizm zbiera swoje żniwo. Zwiększa ryzyko wypalenia zawodowego, nasila lęk i predysponuje do wystąpienia zaburzeń psychicznych m.in. depresji czy anoreksji.
Jak zatem wyrwać się z tego błędnego koła?
Pierwszym krokiem jest zwiększenie samoświadomości. Dużo łatwiej jest pracować nad zmianą, kiedy wiemy, co chcemy zmienić. Warto uważnie przyjrzeć się swoim przekonaniom i sprawdzić, które z nich są dla nas wspierające, a które podcinają nam skrzydła. Potem można spróbować zmierzyć się ze swoim wewnętrznym krytykiem, poćwiczyć umiejętność odpuszczania, przestać porównywać się z innymi i zmieniać życie w niekończącą się rywalizację. Bardzo ważną umiejętnością jest także asertywna komunikacja i stawianie granic i budowanie zdrowych partnerskich relacji z innymi ludźmi. Pamiętaj, że zmiana nie musi być radykalna ani gwałtowna. Wystarczą małe stopniowe kroki, które poprawią komfort twojego życia, sprawią, że będziesz bardziej zrelaksowana, pewniejsza siebie, szczęśliwsza.
Wierzę, że kobieca siła ma wielką moc sprawczą, a kompetencji takich jak lepsze radzenie sobie ze stresem czy asertywność naprawdę można się nauczyć. Chętnie pomogę Ci je przećwiczyć, a także wsłuchać się w swój wewnętrzny głos, który pomoże Ci zidentyfikować swoje potrzeby i główne obszary wymagające zmiany.
Anna Rycharska