Niedawne spotkania, rozmowy i doświadczenia skłoniły mnie do refleksji, że chyba każdy ma jakieś swoje wyobrażenie na temat coachingu. Dla jednych to bonus do awansu, dla innych program naprawczy, trening wydajności i efektywności, obróbka narzędziowa… Jednym kojarzy się z możliwością rozwoju, innym z presją i oczekiwaniami. Biorąc pod uwagę, że „coach” tłumaczy się jako „trener osobisty”, a proces coachingowy wywodzi się z relacji trener-tenisista, skojarzenie coachingu z wyciskaniem wyników wydaje się całkiem oczywiste.
Różne „twarze" coachingu
Tymczasem coaching ma wiele „twarzy”, i niekiedy sami coachowie czują, że określenie „coach” jakoś nie współgra z jakością i charakterem usług, jakie oferują. Doświadczamy różnych utknięć. Czasem jest to niedające satysfakcji ciągłe działanie w ramach utrwalonych schematów, innym razem niemoc ruszenia z miejsca bez wyraźnie zarysowanego celu. Niekiedy proces coachingowy jest pierwszym krokiem przed podjęciem terapii, pozwala dostrzec głębszy problem, gdy podczas pracy trafiamy na mocno zakorzenione blokady. Ale może być też wsparciem dla osób, które skończyły terapię i pragną zacząć realizować siebie, swoje potrzeby i pragnienia.
Kiedy coach może pomóc?
Jakiś czas temu zastanawiałam się, co w moim życiu zadecydowało o tym, że jestem tu, gdzie jestem. Pewnie - jak każdy - popełniłam wiele błędów. Oczywiście nie miałam o tym pojęcia, gdy obierałam tę, a nie inną drogę. Patrząc wstecz, próbowałam dociec, czy mogłam tych błędów uniknąć. Co musiałoby się wydarzyć, bym mogła zadecydować inaczej? Odpowiedź była zaskakująca: pewnie byłoby inaczej, gdyby znalazł się ktoś, kto zadałby mi pytanie: „Czy TO jest dla ciebie OK?”. Odpowiedziałabym wtedy, że nie jest źle, daję radę… „Ale czy chcesz tak dawać radę przez kolejny rok? Dwa lata? Pięć? Pięćdziesiąt?”... W moim życiu zabrakło tych kilku ważnych pytań, zadanych przez życzliwą osobę, zmieniających perspektywę, konfrontujących mnie z moim „dam radę”. Zabrakło coacha.
Narzędzia coachingowe to nie wszystko
Praca coacha to nie zawsze narzędziowe fajerwerki. A celem procesu niekoniecznie musi być podkręcanie tempa czy jakości pracy, spinanie grafików i budżetów, wzrost efektywności… Bo co, jeśli już wszystko zepniesz, wyciśniesz, padniesz celebrując smak nagrody, a mimo to nie czujesz radości? Przyklejasz uśmiech i z coraz mniejszym przekonaniem stawiasz się w gotowości do podjęcia kolejnych zadań? Albo gdy rzeczywistość zmienia się z dnia na dzień w sposób i w stopniu nieprzewidywalnym, i wielu aspektów nie sposób zaplanować, wiele pytań pozostaje bez odpowiedzi?
Proces coachingowy jak film, w którym grasz
Czasem potrzebne jest zatrzymanie, obecność, spojrzenie z perspektywy na scenę, w której gramy swoją rolę. I refleksja: jak ja się z tym czuję? Czy to jest dla mnie OK? Jaką rolę chcę grać? Dokąd chcę biec? I najważniejsze: po co? Coach nie daje rad ani rozwiązań, nie mówi, co masz myśleć, ani jak masz działać. Porównałabym proces coachingowy do filmu z tobą w roli głównej, który oglądasz w zwolnionym tempie. To ty jesteś reżyserem i aktorem. Uważny coach jedynie zatrzymuje na dłużej wybrane kadry, żebyś mogła/mógł się im przyjrzeć, zwraca uwagę na szczegóły i pyta z ciekawością, coraz głębiej, aż dokopiesz się prawdy o sobie. Nie pozwoli ci na odpowiedzi „na skróty” i zadba, żebyś angażując swoje siły i potencjał następnym razem wiedział(a), dlaczego i po co to robisz.